Od pewnego czasu - nie ukrywam - obawiam się nowych realizacji przedstawień w Operze Krakowskiej. Nowe trendy zwłaszcza stylizacyjne, którymi z lubością raczą nas ostatnio twórcy spektakli operowych w Europie, w tym także w Krakowie (ot, choćby niedawna realizacja Traviaty Verdiego), nie są pozytywnie odbierane przez publiczność operową, przywykłą do standardowych, tradycyjnych produkcji, jeśli o ten gatunek sztuki idzie. Nie wynika to z faktu, iż odbiorca spektaklu śpiewanego nie jest otwarty na „nowe”. Chodzi o to, że opera, jako gatunek historyczny, przedstawiający najczęściej wydarzenia, które miały miejsce w minionych wiekach, nie jest przystosowana do przeniesienia jej w bieżący czas. I nie uda się przekonać melomana, że Violetta Valery - Traviata ma do dyspozycji zdobycze aktualnej medycyny w postaci badań ekg, usg, czy innych. Nawet jeśli realizatorzy ujmują to w wielkim cudzysłowie. Nowoczesny strój także się nie obroni. Cóż to za XIX wieczna kurtyzana biegająca po scenie w dessous z XXI wieku?
Featured